Dziecko
po traumach

dr n. med. Krzysztof Szwajca

Dziecko
po traumach

dr n. med. Krzysztof Szwajca

Większość ludzi poradzi sobie z pojedynczym zdarzeniem traumatycznym. Także dzieci. Te wychowywane w dobrej, opiekuńczej rodzinie są zaskakująco odporne na zdarzenia traumatyczne. Choć nie możemy zapominać, że nawet jednorazowe, bardzo drastyczne krzywdzenie (np. brutalny gwałt) może zmienić życie. Z reguły jednak życie zmieniają powtarzalne traumy interpersonalne. Takich doznają dzieci krzywdzone w rodzinie.

Wtedy działanie krzywdzącego jest celowe i intencjonalne, sprawcą jest opiekun, osoba bliska – dziecko doświadcza zdrady opiekuna. Krzywdy wewnątrzrodzinne są przewlekłe i powtarzalne. Przed takimi krzywdami dziecko nie może skutecznie się obronić – to doświadczenie zamknięcia w pułapce, unieruchomienia, bezradności, niezdolności do obrony, niemożności powstrzymania nieuniknionego.

Badania pokazują wyraźnie, że dziecięcy zespół stresu pourazowego (PTSD) – jeden ze sposobów reagowania na zdarzenia traumatyczne – jest wyjątkowo rzadko diagnozowany i jeszcze rzadziej adekwatnie leczony. A dzieci, które doświadczyły pojedynczego zdarzenia traumatycznego, 2–3 razy częściej i wyraźnie dłużej niż dorośli cierpią na PTSD. A co z tymi, które doświadczyły wielu traum, utrat i opuszczeń, które były krzywdzone psychicznie, głodzone, zaniedbane, które były świadkami krzywd wewnątrzrodzinnych? Różnorodne następstwa krzywdzenia będą im towarzyszyły przez lata i często ani one same, ani ich opiekunowie, ani psychiatrzy nie skojarzą prezentowanych objawów i zaburzonych sposobów funkcjonowania z krzywdzeniem doświadczanym w przeszłości.
Dzieci krzywdzone w rodzinie nie poradzą sobie w zaskakująco wielu obszarach. Wśród dzieci maltretowanych (fizycznie czy seksualnie) w rodzinach tak zwaną sprężystość (brak wyraźnej psychopatologii i mniej więcej realizowanie zadań rozwojowych) na jakimś etapie swojego życia wykazuje 6–21%, a 5% funkcjonuje dobrze psychospołecznie przez dłuższy czas. Jedynie co dwudzieste dziecko (!) wyjdzie z rodzinnego piekła bez poważnych strat. Niesłuszne jest też przekonanie, że jeśli dziecko czegoś nie pamięta, albo o czymś nie mówi (co często interpretujemy jako zbawienną niepamięć), to to coś nie działa. Właściwie jest odwrotnie.

Im wcześniej dziecko doświadcza złej jakości opieki, tym następstwa będą poważniejsze i będą obejmować więcej obszarów. Łatwiej jest uszkodzić mózg i emocjonalność niemowlaka niż nastolatka. Dzieciństwo (a najbardziej wczesne dzieciństwo) definiuje, jakie dziecko będzie w przyszłości. Czy będzie lubiło siebie i miało zaufanie do świata, czy będzie potrafiło „czytać” twarz drugiego człowieka i domyślać się jego emocji i intencji. To dzieciństwo definiuje, czy w przyszłości dziecko będzie zwracać się o pomoc, czy będziemy potrafiło zaufać w bliskości, czy będzie dobre czy okrutne dla siebie i swojego ciała, czy będzie agresywne i wrogie, czy będzie plastyczne czy sztywne, czy będzie samoświadome czy zdezorientowane sobą i swoimi uczuciami, czy będzie dobrze czy źle radzić sobie ze stresem i w ogóle modulować emocje, których będzie doświadczać… A wreszcie – czy umrze przedwcześnie na zawał czy udar. To dzieciństwo także definiuje inteligencję, umiejętności koncentracji i skupienia uwagi, a wreszcie – umiejętności zapamiętywania i opowiadania.
Trauma niszczy hipokamp, centrum naszej pamięci. Bardzo złe dzieciństwa są bardzo słabo pamiętane i słabo opowiadane. Niekrzywdzący opiekunowie (np. rodziny zastępcze czy adopcyjne) nie potrafią słuchać o krzywdach dziecka, nie stymulują dziecięcych opowieści o przeszłości (nie tylko o krzywdzie, także o tęsknocie za przeszłym). Bardzo często w dobrej intencji chronienia dziecka przed tak zwaną ponowną ekspozycją na traumę opiekunowie nie wracają do przeszłosci. Opiekun nie pyta, dziecko nie opowiada. To tak zwana zmowa milczenia. Tymczasem dziecko zabrane nawet z najgorszej rodziny jest w żałobie i tęskni „za swoimi”.

Warto rozmawiać i dopytywać. Warto uczyć dziecko opowiadania o sobie, swojej przeszłości i swojej teraźniejszości. Warto, żeby dziecko wiedziało, że może opowiedzieć nawet o najgorszych swoich doświadczeniach. I że warto opowiadać. Dzieci do 5. roku życia mają myślenie magiczne: „jeśli o czymś mówię, to to się stanie”. Opowiedzenie i przyjęcie opowieści przez ważnego dorosłego jest dla dzieci ratujące. Tym bardziej że jeśli dziecko nie opowie, to opiekunowie mogą się nie domyślić. Nie istnieje „syndrom dziecka krzywdzonego”, a szkodliwe następstwa cechują się dużą zmiennością indywidualną. Żaden z objawów nie występuje u większości krzywdzonych dzieci. Krótkoterminowe następstwa krzywdzenia są inne niż długoterminowe. Bywa, że dziecko po krzywdzeniu dobrze funkcjonuje przez jakiś czas, a potem załamują się obrony i pojawiają się objawy.
Przykładowo, w badaniach młodzieży, która ujawniła, że była molestowana seksualne, 20–35% z nich nie ma poważnych problemów psychicznych w momencie ujawnienia, ale co trzeci z „bezobjawowych” nastolatków ma poważne objawy psychiatryczne rok czy półtora roku później. Można powiedzieć, że umiejętność rozpoznawania następstw krzywdzenia to niełatwa wiedza.
Po świecie chodzi wielu młodych ludzi, u których diagności (błędnie albo zbyt wąsko) rozpoznali ADHD, zespół Aspergera, zaburzenia opozycyjno-buntownicze, zaburzenia zachowania, FAS, lęk przed separacją w dzieciństwie, a nie dostrzegli następstw krzywdzenia i objawów posttraumatycznych.
Bywa, że i taką „zbyt wąską” diagnozą jest alkoholowy zespół płodowy. Warto pamiętać, że dziecko z FAS jest nie tylko niemowlakiem trudniejszym, o gorszym temperamencie, bardziej kłopotliwym, a więc już z tego powodu bardziej narażonym na złe traktowanie (przykładowo, 6–7% dzieci jest krzywdzonych, ale wśród wcześniaków – już 25%, bo takie dziecko jest po prostu trudniejsze). Dziecko z FAS jest także dzieckiem matki uzależnionej od alkoholu, która piła w ciąży, bo nie umiała przestać, piła przed zajściem w ciążę i piła w czasie wczesnej opieki nad dzieckiem. Matka jest raczej biedna, nieszczęśliwa, po traumach z przeszłości, które obniżają jakość jej macierzyństwa. Szybko opuszczona przez partnera, boryka się z trudami życia, jest zestresowana i bezradna. A dziecko jest raczej przypadkowe i niechciane.
Bywa, że w praktyce trudno jest odróżnić następstwa chemicznego uszkodzenia mózgu w okresie płodowym od następstw wczesnych deprywacji (utrata opieki, miłości, zmiennej jakości opieki, którą dawała straumatyzowana, uzależniona czy chorująca psychicznie matka). Warto pamiętać, że wśród dzieci adoptowanych w Polsce tylko nieco ponad 20% adoptowanych jest przed ukończeniem pierwszego roku życia, a i one mają jakąś bardzo wczesną historię.
Należy pamiętać o dzieciństwie dzieci. Należy spróbować wejść w „ich buty” i wyobrazić sobie świat z ich perspektywy. Należy pamiętać, że dzieci w trudnych domach nauczyły się zachowań, które pozwoliły im przetrwać, a z tak ważnej wiedzy niełatwo się rezygnuje. Dziecko, które „wie”, że świat nie jest bezpieczny i przewidywalny, że nie może liczyć na wsparcie, że musi przejąć kontrolę, bo nikt o nie nie dba, że nie radzi sobie, nie jest dobrym człowiekiem i nie zasługuje na dobre traktowanie, a jego opiekun zawodzi – będzie zachowywało się zgodnie z tą „wiedzą”. Nieraz długo, bo do zmiany potrzeba czasu.

By zrozumieć pacjenta (także dorosłego) z zaburzeniami psychicznymi, należy wyobrazić sobie, jakim był niemowlakiem. Które jego potrzeby były „przyjęte” we wczesnej opiece, a które musiał stłumić, wyeliminować, oddzielić od siebie, żeby stać się takim, jakim jest dzisiaj. Czy jako niemowlak mógł sobie pozwolić na słabość, żywiołowość, czy mógł ufnie przyzywać wsparcia?

Jednak w zdecydowanej większości przypadków troskliwa opieka, ciepło i stabilność nowych opiekunów, sprawowana przez nich adekwatna kontrola, towarzyszenie, pomoc w radzeniu sobie z pobudzeniem dziecka, przytulanie, nauka rozmawiania przyniesie realną zmianę, która pozwoli dziecku poradzić sobie z doświadczeniami z przeszłości.

Jak pisał wybitny psychoterapeuta, Donald Winnicott:

„Dziecko, któremu dom nie daje poczucia bezpieczeństwa (…) poszukuje trwałego oparcia na zewnątrz, bez którego mogłoby zwariować. Gdy to trwałe oparcie pojawi się w odpowiednim czasie, to może wrosnąć w dziecko, jak kości w jego ciele…”.

dr n. med. Krzysztof Szwajca
– specjalista psychiatra, certyfikowany psychoterapeuta, superwizor
oraz specjalista terapii środowiskowej Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego